piątek, 18 stycznia 2008

proza życia

Zosia codziennie jakby z większym zapałem i nadzieją gorąco modli się. Jest pewna,że jej modlitwa ustrzeże Bernarda na wojnie,że pomoże dobrze wychowywać córki,że Bóg pomoże jej nie zniszczyć gospodarki-która dopiero jakby "stanęła na nogi".No i teść-choć leciwy-będzie jej jeszcze choć trochę pomocą.Rozpoczyna się codzienna-jak to na wsi robota...i codzienne kłopoty.Czasem w pracach-szczególnie tych w polu troche pomagają sąsiedzi-kuzyni męża.Są to jednak starzy już ludzie których synów też zabrała wojna.Codziennie ukradkiem wygląda posłanca pocztowego.Nie często jednak w jej gospodarkę zachodzi.Bernard pisze nie często.Swiętem są jego listy-i uczy się ich na pamięć.Tak mijają dni,tygodnie miesiące...Gertruda-Trudka-jak mówi do starszej córki kończy szkołe-bedzie pomagać matce.I nauczy sie haftu,szycia,gotowania...taka edukacja młodej panny...no i musi dla siebie-do dorosłości przygotować wyprawę.Zosia wie,że wojna wojną,ale kiedyś się skończy-chłopcy wrócą z wojny lub inni dorosną ,a życie idzie naprzód.Nie tylko przecież dla stołu mają duże stado gęsi,kilka owiec...nie tylko dla handlu uprawia sie len,konopie...Bo potrzebne i pierzyny i poduchy,potrzebne dywany i obrusy,potrzebna pościel...I wszystko to trzeba wykonać w długie jesienne i zimowe wieczory.I czas szybciej mija i porzytek.Zosia uczy Trudę,małą Zofię...Dziewczyny tkają,szyją,haftują.Takie zadanie na parę lat...Bo jej córki muszą zapełnić wielkie kufry różnym dobrem.No i codziennie dziewczyny-pod nadzorem gotują,robią zaprawki,suszą jabłka,zbierają grzyby i td.Te prace ułatwią życie rodzinie przez długie miesiace i uczą...Bo przyszły mąż nie może narzekać-że dostał żonę niezaradną...a ich przyszłe teściowe-bedą oceniać nie tylko jej córki ale i ją.Te wszystkie zabiegi pozwalają nie mysleć we dnie o wojnie.Ale wieczory,noce...ile wylanych łez i westchnień.Ile modlitw i niejako kłotni z Panem Bogiem,że trzyma Bernasia tam ...daleko.W drugim roku wojny-długo nie było wieści.Myśli rozsadzają Zosi głowę.Wreszcie upragniony list...z Pasewalku,ze szpitala. Czyta z wypiekami na twarzy i niepokojem...Jest ranny,ale już lepiej-pisze -pewnie aby jej nie martwić-że to tylko draśnięcie.Zosia wie,że gdyby lekkie-nie trzymaliby -jak pisze-trzeci miesiąć w szpitalu.To nic-ale żyje,może wróci po leczeniu,może go zwolnią z tego wojska.Dowiadywała sie-gdzie ten Pasewalk-ale daleko i kosztuje i gospodarka na głowie...Czeka i pisze.On też często pisze;o sobie i kolegach,o wojennych przygodach.Bagatelizuje swoją ranę nogi,pleców,głowy...Co list-to opowiada zartobliwie o róznych oparzeniach,zadrapaniach.Zosia juz w mysli wyobraża sobie jego stan...I czeka pełna nadzieji,że Bernaś wróci...czeka.

Brak komentarzy: