niedziela, 3 lutego 2008

zwykła codzienność...

Życie jakby biegło normalnie...Chłopcy rosną,chodzą do szkoły-szkoda że tu tylko czteroklasówka.Jakoś nikt z Przesławic nie przełamuje zaklętego i zakodowanego we wsi zwyczaju,że możnaby dzieci uczyć w pełnej podstawówce w Łasinie,dając dalsze szanse.Tu mówi sie,że najstarszy syn-to przyszły gospodarz po rodzicach-następne-jesli były-to uczono potem na rzemieślnika lub kupowano mu gospodarkę-albo powinien poszukać dziewczyny z gospodarstwem...Nie słyszano o kształceniu chłopskich synów.A córki-poprostu przygotowywano do "bycia kiedyś"gospodynią.W rodzinach mniej zamożnych-część dzieci stawała sie -jak wtedy mówiono - parobkami ...Barnard i Zofia-córki wydali za gospodarzy i zaopatrzyli w ziemię...jeden z synów -z pewnoscią Alfons będzie nastepcą a Bolesiowi sie kupi gospodarkę lub wżeni sie w takąż...Ale jeszcze czas...A na codzień prowadzono -skuteczną i zyskowną gospodarkę.Uprawiano buraki cukrowe,tytoń ,sporo ziemiaków jadalnych-dla miasta,marchew i brukiew dla wojska.Ponadto krowy-co umożliwiało własną produkcję masła,twarogów dla stałych odbiorców w Łasinie i Grudziadzu.Był własny drób,owce...Prawie samowystarczal- ność.I w banku przybywało pieniążków.Bernard nie trzymał bowiem pieniędzy w "skarpecie"-to taki -po dawnych niemieckich czasach obyczaj i nauczka po latach inflacji.Chłopaki dorastali.Im też trzeba czasem "pare groszy".Bernard nie skapił.Uważał,że jak synowie "wyszumią"sie w młodości-będą stateczni -"po wojsku". Zosia też dogadzała synkom.Były dni-że przygotowywała każdemu inny obiad.Fak ten wywoływał usmiechy sąsiadek...jej jednak sprawiało to przyjemność.Trzeba przyznać,że chłopaki ciężko i bez ociagania pracowali.W lot chwytali mysli Bernarda.I często wyręczali go-bo kulał i "chodzenie"np za pługiem było dla niego uciążliwe...Nigdy nie skarżyli się,że robota trudna,że nie mają ochoty.Boleś włanczał się też w pomoc matce-donosił wodę ze studni,kręcił pokrętło pralnicy,pomagał przy pieczeniu,ucieraniu pieczywa...Aloś dużo przebywał z ojcem,słuchał jego opowieści z wojny,słuchał rad gospodarskich i pogladów Bernarda na politykę.Boleś bardziej wysłuchiwał opowieści matki.I z jej polecenia czesto wizytował siostry.Dla niego - uwielbiajacego rower-to frajda jechać do Łasina czy Rogóźna...A rodzice otrzymywali opis życia w rodzinach Zosi i Trudy.

Brak komentarzy: