Zdjęcie obok-ze zwózki zboża z Hermanowa-to ostatnie dni pobytu Bernarda przed wyjazdem na front,Stare i sentymentalne zdjecie-za wozem biegnie jedna z córek-dziś już nie można ustalic-która.Nikt już ze zdjęcia nie żyje...ale też pomarli i synowie Bernarda-ale to dużo dalsza historia.A zdjęcie-pamiętam-przechowywane było-jak...relikwia.
Mija lato,jesień i stosowne prace w polu.Do Przesławic dociera wieść o zakończeniu wojny.Radość,euforia u ludzi-tylko gazety jakieś niezadowolone.Wśród miejscowych Niemców jakaś goraczka...Gdzieś tam wyrzucają Niemców,Warszawa wyzwala sie,rozbrajają obcych...w Poznaniu rozruchy...pada nazwisko Paderewski...Dla Zosi te wieści zwiekszają niepokój-dlaczego Bernard nie wraca?Żyje?W niewoli jakiej?Na nowej wojnie?Czas mija.Mówi się o plebiscycie,o walkach,o listach narodowosciowych i wyznaniowych...Niemcy poszukują dla siebie najkorzystniejszych argumentów...A powiat grudziądzki staje sie dość długo niczyj...Wreszcie informacja-do Grudziądza,Łasina...wchodzi Polskie wojsko-Niemcy wycofują sie.Tu będzie Polska.A gdzie Bernard?Zaczynają się tworzyć polskie struktury władzy-Zosię to przeraża...kim własciwie jestem-Polka,Niemka?Jej rozterki rozwiewa Bernard-wrócił-znowu powiązany-dosłownie białymi paskami z koszuli...Jak mówi-uciekł z drzwi smierci.W ostatnich dniach raniony,leżał długo w błocie...Zbierali trupów,poruszył się-przekazali do szpitala.Tam odzyskał przytomność...ale zobaczył całego siebie w opatrunkach... zaczął regenerować się,chciał żyć.Przeżył.Jak ogłoszono koniec wojny-z innymi rozpoczął wedrówke do domu-tym razem z jakiegoś szpitala pod Aahen...Pociągi nie chodziły,w całych Niemczech jakiś bałagan...rewolta.Słyszał,że odradza sie Polska,że Niemcy czują sie poszkodowane mającymi nastąpić zmianami,kontrybucją jaką maja zapłacić Anglii,Francjii i innym...Widział też rozpacz tamtejszych matek po zaginionych mężach,synach...ale co mu tam,on spieszył do domu-do Przesławic.I w tym momencie-wszystko jedno-byle tam dotrzeć,ma nadzieję,że nie stała im się krzywda.Wiedział-że ich strony omijały fronty.Boże-jakież wielkie te Niemcy.Pieszo szedł z innymi powracajacymi długie kilometry.Czasami kawałek jechali jakimś lokalnym pociagiem.Czasem okazywało sie,że jechali gdzieś-"nie -podrodze",trzeba było wracać.I tak całe tygodnie...Dotarł wreszcie do Magdeburga-stąd jakoś jechał pociąg z wojskiem-do Breslau-do Wrocławia.To juz bliżej domu.Z tego Wrocławia-jeszcze tydzień wędrówki-do Gdańska-gdzieś przez Frankfurt,Szczecin...To już jak w domu.Jeszcze dzień dwa.Furmanką,pociagiem ...pieszo.I jest....Boże-jest w domu...jaka radość...i jakoś wszelkie bóle mijają...nawet nie wiele mówi....spać spać sp.... Zosia pomaga mu sie rozebrać,gotuje gar wody i myje,czysci rany,zmienia opatrunki...płacze....z radości. I co tam wojna,jakaś nowa władza,co im tam-są razem ,przeżyli tą przeklęta wojnę...i własciwie-co z tej wojny mają?...ale idzie noc...cicha i dziś spokojna,juz bez leków i złych snów...noc już w świecie bez wojny i bezpiecznym...A CO PRZYNIESIE ŚWIT I NOWE CZASY....KTO BY O TYM TERAZ ....DZIŚ MYSLAŁ. A CZASY IDĄ NOWE....INNE...RYSUJE SIE DOBRA PERSPEKTYWA....ale o tym ....za moment.
wtorek, 29 stycznia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz